..... by nie zwariować. Jestem z Koźlakiem w piątym miesiącu zakozienia. Większość czasu spędzam w domu, ponieważ jestem na zwolnieniu. Niestety, ale prawdopodobnie przyczynił się do tego kiedyś czynnie uprawiany sport, parę upadków w wysokości, no i mam, reasumując nie mogę długo siedzieć, po prostu "drętwieje" mi kręgosłup, co raczej wyklucza pracę przy biurku przez dłuższy czas.
Staram się podchodzić do zakozienia, w racjonalny sposób, nie czytać forum, gdzie rozentuzjazmowane matki wychwalają to albo tamto, staram się w to nie wciągać. Unikam w ten sposób, denerwowania się o wszystko, czy tak jest prawidłowo, czy tak, a jak, a srak itd. Mam jedną książkę, ale tylko dlatego że poleciła mi ją koleżanka, która powiedziała mi weź przeczytaj, jak stwierdzisz że ci się nie przyda, to chociaż się pośmiejesz bo babka fajnie pisze. I to wszystko.
Przeszłam się parę razy po szmateksach, parę aukcji na allegro, kupiłam to i tamto, zdaję sobie sprawę z tego ile jeszcze przede mną do załatwienia/kupienia/zorganizowania. Ale spauzowałam, ponieważ wiem że nie załatwię/kupię/zorganizuję tego wszystkiego na zapas, bo w tej jednej sytuacji w życiu się po prostu nie da. Mam parę koleżanek, które cierpliwie odpowiadają na moje pytania, jak już mnie najdzie, i tak uważam że nie ma tego dużo, mam intuicję. Pewnie że się boję, w końcu nie codziennie człowiek rodzi, ale wierzę że jest to do przyswojenia. Na razie też domyślam się że ten strach to już będzie do końca życia. Se teraz człowiek uświadamia, jak dał popalić swoim rodzicom, ile siwych włosów przez niego pojawiło się na ich głowach. No nic staram się to zaakceptować, uczyć się, i mam nadzieję nie powtarzać dwa razy tych samych błędów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz