środa, 13 sierpnia 2014

Decyzyjność

  Zawsze uważałam się za osobę, która raczej nie ma problemów z podejmowaniem decyzji, krótkie zastanowienie się, przy poważniejszej sprawie rozpatrzenie za i przeciw, i decyzja gotowa, wypluwałam ją z siebie mniej więcej z prędkością średnio działającej drukarki. A wszystko do czasu, kiedy mój stan zakozienienia nie wszedł w szósty miesiąc i się zaczęło. Łóżeczko takie czy takie, a jak takie to z tym, czy tym. Brnięcie coraz dalej, przypominało mniej więcej odtwarzanie drzewa genealogicznego Kowalskiego.       Kiedy już ustaliłam co będzie najlepsze/najwygodniejsze/najekonomiczniejsze dla nas, okazuje się, że to łóżeczko/wózek/pościel/komoda/body/śpioch/cokolwiek nie ma tej rzeczy która jest taka fajna/super/przydatna/pomocna itd. I "abarot" od początku, no rzesz stałam się perfekcyjna w rozstrzyganiu/roztrząsaniu/rozkminianiu/ wszelkiego rodzaju zagadnień. Aż się prosi o dyplom. A najgorszy jest moment kiedy już sobie coś upatrzysz, wszystko gra i jest na tip top, a tu się okazuje że nie ma normalnego koloru, tylko majtkowy różowo-niebieski. No nie chce, się cały czas gapić na Koźlaka siedzącego w wózku/łóżeczku/foteliku a takich kolorach bo boję się że mogłabym być niedelikatna dla otoczenia. Mam nadzieję, że kiedyś wróci do mnie ten stan sprzed tego okresu. Jest jedna rzecz z którą nie mam problemów z wyborem, to wtedy kiedy stoję przed cukiernią i muszę dokonać wyboru smaku kulek lodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz