niedziela, 26 sierpnia 2012

Post o niczym

 W piątek po pracy pojechaliśmy na Wschód, druga Mama miała urodzino-imieniny. Na odchodne dostaliśmy od Mamy, szczypior,ogórki, pietruszkę, najpyszniejsze pomidory na świecie, z tzw własnej tyczki, przepyszne, krucha skórka, gęsty miąższ, pachnące i słodkawe, PRZEEEPYSZNE, a i wiadro malin, dosłownie wiadro. A że maliny mają krótką datę ważności, trzeba było wymyślić, co z taką ilością zrobić. Także wykombinowałam, koktajl, ciasto(zakalec) malinowy, i sok malinowy. Wszystko by było super, gdyby nie fakt, że w całym domu nie było ani grama cukru, a że nie chciało się iść do sklepu, to posłodziłam słodzikiem, no cóż to nie jest dobry pomysł. Można rzec, że są specyficznie słodkie, tak słodkie że zęby mi cierpną od kwasu ;p. Tyle różu, to zbyt mało i jeszcze machnęłam sałatkę z tartych gotowanych buraków, to na jutro do roboty. Żeby tego też było mało to blat w kuchni i podłoga po tym gotowaniu też różowa. 
 Za tydzień o tej porze, jak wszystko pójdzie dobrze, będziemy już w Barcelonie. Stan samopoczucia, taki już dawno nie odczuwany, czyli zmieszanie pozytywnego niepokoju z radością. Pamiętam, że taki stan mi zawsze towarzyszył jak w dzieciństwie jeździłam na wakacje do Walewic, co roku ten sam niepokój, czy na pewno będzie tak fajnie jak w zeszłym roku i radość że znowu mogę tam przyjechać. 
 Wczoraj jeszcze jak wróciliśmy ze Wschodu, to podjechaliśmy do galerii handlowej, oprócz cotygodniowych zakupów, chciałam załatwić jeszcze jedną rzecz, która nie wywołuje we mnie pełnego entuzjazmu, mam na myśli zakup kostiumu kąpielowego. W związku z tym że nie należę do lasek noszących rozmiar 0, i jakoś nie najlepiej się czuję epatując ciałkiem  o mega białym kolorze, no bo jak się opalić w biurowcu. A i jeszcze jedna rzecz, na którą nie wpadłam, to , to że w sklepach o tej porze roku nie ma już kostiumów kąpielowych tylko płaszcze i swetry. Pokonując kolejne piętra, kolejne sklepy, zaczęłam myśleć że to już koniec. Sytuację pomógł opanować outlet F&F, nie dość że był nawet wybór, jak na tę porę roku, to rozmiary zaczynały się od 36, ale kończyły się na 48. Organizm mój odczuł ulgę, ba nawet jakiś zalążek radości odczuł, że w końcu sobie nogi opali. Zakupiłam dwa zajebiste kostiumu, do tego dwa topy, spódnicę,  i okulary, dając przy kasie ciuchy, pani mnie zliczyła na ponad stówę, i nagle usłyszałam że w związku z tym że przekroczyłam 100 zł, to mam rabata 20%, no i jak tu nie kochać outletów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz