czwartek, 18 października 2012

marido

 Chyba nadszedł ten moment aby Ci opisać te kolejną ważną osobę na mojej osi czasu. Co prawda nie wiem od czego zacząć, więc może zacznę od początku. Parę lat temu czyli w jakimś 2006 roku, pewna Osobistość ze Wschodu postanowiła wyprawić mi u siebie urodziny. I tam go poznałam, trafiło mnie jak z romantycznej komedii. Nie znasz faceta, tyle co go widziałeś parę godzin i nie wiesz czy urzekło Cię to jaki jest, ale to chyba nie to, bo za mało czasu spędziliśmy razem, bardziej to jak rozmawia/traktuje ludzi. Był/jest chyba jedną z nie licznych osób które pomagają innym. No i co, no i tak od słowa do słowa i się zabujałam, ale tak jak w podstawówce, się dziewczynka zabuja w wokaliście z zespołu X, tak z westchnieniem. Dziewczyny patrzyły na mnie tylko z politowaniem, no ale co, nic stało się. Nie chce mi się opisywać każdego dnia, wydarzenia itd. Bo nie na tym miałam się skupić, wiedz tylko że w dniu którym faktycznie miałam urodziny i siedziałam z Tą trzecią bliską mi osobą na kawie urodzinowej, to dostałam od niego SMS i tak się zaczęło. On przyjeżdżał do stolicy z moją wtedy koleżanką na zjazdy, na na zjazdach siedziałam jak na szpilkach, wykłady się ciągnęły niemiłosiernie, oby tylko do wieczora, oby go tylko zobaczyć, potrzymać za rękę.
 Od tamtej pory wiele się wydarzyło, zamieszkaliśmy razem, były wspólne wakacje, wyjazdy, poznawanie familii, urodziny, imieniny, rocznice, nasz ślub, życie codzienne.
 Nie chcę Ci opisywać jaki on jest, chce żebyś zrozumiał kim jest dla mnie. Bo jest zodiakalnym baranem, i w dużej mierze przekłada się to na życie, jak z osłem ;p. Może to dziwne, oczywiste no bo go kocham, tak? jest moim Mężem, ale oprócz tego jest moim przyjacielem i bardzo go lubię. Lubię ten jest wyraz twarzy jak coś kombinuje, jak się śmieje i jak milczy, jak mnie zaskoczy gdy wracam do domu a tak zwykła/niezwykła karteczka z napisem: byłem tu, kocham Cię. Jak przytula gdy widzi że coś nie gra, jak nie lubi gdy płaczę. Jest też takim typowym facetem z Marsa, jak nie powiesz to się nie domyśli, więc jak  ma wolny dzień to warto mu powiedzieć że odkurzacz się o niego pytał, ale nie ma z tym problemu, tak jak słyszę czasami, mój to ni odkurza, nie robi zakupów, nie gotuję, bo to urąga jego męskości, COOOOO!!!!!!!!!!!????????????? No to ja se myślę jaką to ja jestem szczęściarą że mam Męża, przyjaciela, kolegę i pomocnika w jednym. Ostatnio się pytam, (widzę minę myśliciela przy kompie)  co tak dumasz, oczywiście jak to facet: NIC, aha ok. No to ja jak to baba: JAK TO NIC? (przecie wg nas nie można nie myśleć nic)(coś skubany myśli tylko nie powie), pytam się czym się tak zamartwia/stresuje i nagle szok, przemówił: nie już się tak nie stresuje jak kiedyś. A mi jakby kamień spadł z serca, zawsze mnie to martwiło że on tak siedzi i tam coś sobie rozkminia w mózgownicy.Wiem że  nie jest całkiem beztrosko, ale i tak jest dużo lepiej. Kiedyś to tak się czymś denerwował że myślałam że zjedzie na serce, ale skoro sam tak powiedział to widocznie naprawdę musie być lepiej. Nie wiem czy to przez te naszą, a właściwie jego przygodę ze ślimakami, czy z pogryzieniem przez psa. Ale odnoszę takie wrażenie i to jest fajne że kocham go coraz bardziej. Zrozumiałam też że facet nie ma szklanej kuli i nie domyśli się o co chodzi damskiej głowie, ale wiem że mogę powiedzieć, a on zrozumie, owszem czasami nastroszy swoje piórka, ale przemyśli, nie odrzuca wszystkiego w kąt co mu się nie podoba. Nie liczę na kwiaty po tym jak się pokłócimy, bo wiem że je dostanę w najmniej oczekiwanym momencie, taki urok faceta z Marsa. Tak, żeby nie było też się kłócimy, co prawda nie jest to rzucanie talerzami, krzyki itd(tzw kłótnia ekspresywna) bardziej się kłócimy na zasadzie wymiany zdań, i jedno z nas w końcu powie a rób jak chcesz. Za parę minut już jest OK, no chyba że Luby wrócił z "nadgodzin" spędzonych z kumplami w Stokrotce (przystanek w drodze na przystanek właściwy(autobusowy). Oj wtedy to ja za bardzo nie lubię z nim gadać, bo właściwie to nie rozumiem zazwyczaj co miał autor na myśli, także dogadujemy się dnia następnego. No cóż różowo nie bywa, ale to i dobrze, bo by się człowiek jeszcze porzygał od nadmiaru dobroci i cudowności. Staram się być mądra i wiem że on też się stara a to chyba dosyć ważna cecha bycia razem.
 Ponad rok temu, jak ja mieszkałam tu a on tam(hodował ślimaki) pogryzł go pies. Stało się to z soboty na niedzielę wieczorem, zawsze dzwoniliśmy do siebie po Faktach, a tamtego wieczora cisza, myślę sobie może coś wypadło, na pewno zadzwoni później. Tak wypadło że karetka nieprzytomnego zabierała do szpitala. Zadzwonił ok północy, taki trochę nie swój, ale nic nie powiedział co się stało (później mi powiedział że nie chciał nic mówić po to żebym mogła te noc przespać, wiedział znał mnie na tyle, że ja bym tu od zmysłów odchodziła). Zadzwonił następnego dnia i opowiedział co się stało, pierwszy  raz w życiu, podczas rozmowy tel. poczułam się jakby mi się ziemia osunęła pod nogami. Następnego dnia , poszłam na rano do pracy, ale widziałam jak już tylko przekroczyłam jej próg, że tu nie wysiedzę, zgłosiłam tylko że wychodzę do lekarza i wyszłam, powiedziałam lekarce co na prawdę się stało, nie zamierzałam kłamać, myślałam sobie jest kobietą, powinna zrozumieć i zrozumiała.. Na tydzień pojechałam do niego, do mojej mumii. Pierwszy raz w życiu zrozumiałam że mogłam go stracić, że mogło nas już nie być. Nie wiem, nie pytaj się czy bym mogła być bez niego, może bym własnie tylko była. To co się wtedy wydarzyło jeszcze bardziej dolało cementu do tego co nas łączy. Tak się zastanawiam gdzie jest granica kochania kogoś, ale chyba takiej granicy nie ma. Kocham go na dwa sposoby tą taka miłością jak się  tylko człowiek pozna i tą taką do człowieka bez którego samego siebie, się nie widzie w przyszłości.

P.S. Ew nie puść pawia, jesteś w pracy ;p

2 komentarze:

  1. Hahahaha, koziku durny. Siedzę w pracy, czytam i z jednej strony łezka w oku, a z drugiej myślę sobie: jeszcze chwila i rzygnę :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń