środa, 17 października 2012
post z dupy
O nich się mówiło laski, wybrane, miss, foczki itd, o takich jak ja "przy ciele". No cóż natura (babcia, kcal) tak chciały. Chyba mogę się określić jako tą która przewinęła/przewija się przez życie trochę jak w czeskim filmie. Na zasadzie absurdów na miarę Szansy na sukces. Nie wiem, ale wychowałam się na Whitey Houston i Backstreet Boys no i co się z tym wiąże dyskotekach klasowych. Nigdy nie zabiegałam o towarzystwo kolegów (Mama mi wpoiła do łba że na wszystko przyjdzie czas i że czasami nie warto o nich zabiegać). No cóż ale życie to życie. Laski (10 lat )z klasy chodziły z Jankiem czy Olkiem, a ja nie . Ja miałam inne zajęcia przed szkołą ,albo zaraz po gnałam do stajni, bo tam była moja największa miłość na świecie- KONIE. I tak mijały miesiące, rok czy dwa, i nagłe całe to towarzystwo "śmietanka" zaczęło zabiegać o jakiś rodzaj znajomości ze mną, a bardziej chłopaczki, bo odkryli że z dziewczyną można pogadać o pasji i zainteresowaniach, a nie tylko o różu. Może i na swój sposób poczułam się wyjątkowa, taka inna. Miały lata, minęła podstawówka, LO, gdzieś tam pojawił się Ixiński z którym się prowadzałam za łapkę, ale który nie zniósł konkurencji w postaci PASJI. Zaczęły się studia pasję trzeba było "odstawić" na tor boczny, chociaż nie na długo, bo zaraz zaczęłam pracować w stajni. I tak ciągnęłam i jedno i drugie. Poznawałam nowych ludzi, człowiek dawno temu już wyrósł z Whitney i zaczyna myśleć o czymś poważniejszym na życie, a tu wokoło sami koledzy, nikogo tak na serio/poważnie. Życzliwi mówili daj sobie czas, słuchaj siebie itd. Tak też robiłam, oby tylko nie za wszelką cenę. I chyba dobrze na tym wyszłam, poznałam Męża, kocham go, lubię jest ,moim największym powiernikiem myśli i jest po prostu normalny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz