poniedziałek, 6 stycznia 2014

Pożegnanie

 Jak wiesz w Polsce przebywa teraz moja Mama jak i jej Siostra, spędziliśmy razem święta, Sylwestra na telefonie itd. Ciocia stwierdziła, że zaprasza nas na taką uroczystą kolację pożegnalną z dobrym jedzeniem, piciem i gadaniem. W związku z tym że ja z M raczej sotołujemy się na domowo, na Woli bądź Pradze, to wybór miejsca padł na Ciotkę, no i było, hm, śmiesznie. Zajechaliśmy, razem w umówione miejsce, na sam Zamek Ujazdowski, do samej Marty G, i jej Quchni Artystycznej. (zaznaczam Ciocia chciała miejsce z fajną atmosferą i dobrym jedzeniem, no i takie coś innego niż na co dzień, tak żeby zapamiętać). Zachodzimy, wręcz się skradamy, bo dojść tam po ciemaku, nie jest łatwo, podchodzim pod okno, a tam, tak z głośnika sączy się jakaś z psychodelizowana muza, która po tym ciemaku potęgowała uczucia z deko horrorystyczne. Lukamy przez szybę a tam pusto, ani jednego zajętego stolika, zdawaliśmy sobie sprawę z tego że jest tam drożej, ale że tak nikogo. No nic, zachodzim zamek od frontu, pakujem się w transport, i myślim gdzie teraz, może Biała G. Magdy G., ale odpadła dość szybko bo pewnie trzeba było mieć rezerwacje. Padło na Pola Mokotowskie i na Bolka, pieczone, grilowane, siakie owakie mięso. Podjeżdżamy pod sam lokal, wchodzim, pierwsza sala dla palących, temperatura prawie jak na zewnątrz z tą różnicą że śmierdzi takimi zwietrzałymi fajami, no nic wchodzim dalej, tam szatnia, pani w okienku taka trochę wczorajsza, no nic może mieli ciężką noc. Wchodzimy dalej, i tu STOP wisi se kartka A4  z napisem : z powodu awarii nie przyjmujemy płatności kartami płatniczymi. No to na zad, znowu ubieranie, wychodzimy i co dalej, myślim że może do Lolka, ale że moja Mama z powodu kręgosłupa nie może chodzić, odpadło, dzięki opatrzności stał jeszcze transport, i czekał na coś, na nas?  Ładujemy się do niego z niewinnym pytaniem WOLNY PAN? - wolny. Pytamy, czy może zna jakieś miejsce nie daleko z fajnym jedzeniem, no to że Jeff's, streszczam Ciotce że to tak knajpa, o której jej mówiłam z amerykańskim jedzeniem, (głodni już byliśmy więc wszyscy zgodnie się zgodzili że tam będzie OK). Zajechaliśmy, weszliśmy a tu szok ilość szczegółów, z których składa się  to miejsce jest tak duża i fajna, że nawet, jakby ktoś czekał na kogoś przez godzinę, to by chyba i tak wszystkiego nie zobaczył. Uprzejma dziewczyna oznajmia, że nie ma wolnego stolika, ale że możemy usiąść przy barze zamówić coś do picia, a jak się coś zwolni to da nam znać. Posadzilim swe tyłki na stołkach barowych, no i zamawiamy, Ja i M Książęce ciemne, Ciotka kamikadze, a Mama wodę, bo bidna przyjmuje silne tabletki przeciwbólowe na plecy. A tu kolejny szok przed M stają dwa piwa, przede mną  stają dwa piwa, przed Ciotką dwa kamikadze, a przed Mamą dwie wody. Chwila ciszy, człowiek wyrwany z szarej rzeczywistości, nie wie o co chodzi, pytamy się kelnera, że nas jest czwórka, a dostaliśmy wszystkiego podwójnie, no cóż okazuje się że w niedzielę jest taka fajna promocyjka w godzinach 18-22, zamawiasz jedno masz dwa, dotyczy to chyba wszystkich płynów, ba na końcu dostaliśmy cztery pyszne kawy, a zamawiali M i Ciotka. Jedzenie pyszne, nie będę się rozpisywać co kto zjadł i w jakiej kolejności. M miał steka którego bardzo zachwalał, a kto zna M. to wie że docenia dobrą kuchnię, a i też jest wymagający smakowo. Mega duże porcje, pyszne drinki, pyszny deser, i przede wszystkim dziewczyny które tam nie pracują tylko zapieprzają jak dzikie mrówki, pomimo tak ciężkiej pracy, potrafią się uśmiechnąć pomóc, doradzić, poświęcić chwilę, nawet w takiej sytuacji gdzie sala pęka w szwach od ilości klientów, pełen szacun. Wyszliśmy na prawdę bardzo zadowoleni, lejąc na te wszystkie wyfiokowane kuchnie za zyliard złoty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz